Insta-rewolucja. Celebrytki twarzami "Strajku Kobiet"?
Zarówno "Elle" jak i "Vogue" otwierają bowiem numer hasłem "Siła Kobiet", ale zamiast kobiet, które autentycznie protestowały na ulicach polskich miast i miasteczek, otrzymujemy wizerunku celebrytek-milionerek.
Z jednej strony wita nas uśmiechnięta Anna Lewandowska w czapce z daszkiem, z drugiej wojownicza Anja Rubik, w trzech roznegliżowanych odsłonach z racą w ręku. To w ogóle ciekawe samo w sobie, ponieważ modelka tłumaczyła swoją nagość "chęcią pokazania ciała, takim jakie ono jest" oraz braku wstydu się za nie i jego "niedoskonałości". Dlaczego w takim razie była w szpilkach, pozostaje tajemnicą.
Wracając do okładek, nie wiem, czy ma to być nieudolna parafraza "wolności prowadzącej lud na barykady", czy po prostu komercjalizacja trendu sprzeciwu, ale jest w tym zjawisku coś charakterystycznego dla schyłkowości każdej rewolucji i każdej rebelii, odbywającej w czasach mediów społecznościowych i późnego kapitalizmu. Ruchy, które z natury powinny być wewnętrznie solidarne oraz masowe, ujęte w obiektywie smarftonów, postów na Instagramie czy wystawione na konieczność weryfikacji przez wolny rynek, zamieniają się we własną antytezę. Indywidualizm zastępuje kolektywizm, chęć zmiany rzeczywistości, zastąpiona zostaje wyścig na to, kto przyjdzie z inteligentniejszym i bardziej złośliwym hasłem, które później pojawi się w memie na "Make Life Harder".
W taki sposób można zgasić każdy bunt, zajechać każdą – nawet najbardziej szczytną ideę. A jeżeli gdzieś po drodze można na tym zarobi? Przyjemny efekt uboczny.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.